czwartek, 5 czerwca 2014

The Elder Scrolls: Wstęp



Witam serdecznie w serii felietonów poświęconych cyklowi gier spod znaku The Elder Scrolls. Dzisiaj na początek nieco dla młodszych fanów przypomnienie trzech ostatnich części. Będzie trochę nostalgicznie i trochę fanbojowsko. Zapraszam!

Dawno, dawno temu, kiedy było się jeszcze małym szczylem, ujrzałem w pewnym magazynie recenzję gry znanej jako Morrowind. Były to ponure czasy, gdzie Internet nie był dostępny na każdym kroku, a w mym skromnym domu praktycznie nie istniał. Czasy procesorów jednordzeniowych i okres dominacji naszych komputerów przez płyty kompaktowe, zaś słowo "DLC" jeszcze nie zaistniało w naszej growej jaźni. Był to rok 2002 i wtedy ujrzałem najpiękniejszą grafikę, jaką tylko mogłem sobie wyobrazić.

Szybko zorientowałem się, że jest to kontynuacja Daggerfalla, przyjemnej gierki, w którą miałem okazję zagrać jeszcze 1998 u kolegi. Jednak recenzja i miodna (jak na tamte czasy) grafika sprawiły, że pragnąłem zdobyć tą grę. Kiedy doczekałem się jej, mój mózg eksplodował. Ta gra była GENIALNA! Możliwość pójścia w każdym kierunku, brak niewidzialnych ścian, otwarty storyline i soczysty klimat sprawiły, że naprawdę tam byłem. Dunmerem przemierzającym popielne pustkowia Czerwonej Góry, wykonującym zlecenie dla Morag Tong... Była to chyba pierwsza gra, która tak poruszyła moją wyobraźnię, że jeszcze do dziś czasami sobie ją odpalam i wracam na Vvardenfell by odkryć ją na nowo. Nie wspomnę o świetnych dodatkach w postaci Tribunal oraz Bloodmoon.

"We're watching you, scum."
"We're watching you, scum."


O sukcesie Morrowinda świadczy chociażby scena moderska, która tworzy dodatki do dzisiaj (12 lat już!) oraz mody z następnym części przenoszące nas z powrotem do ojczyzny mrocznych elfów. Najbardziej ambitnym z projektów jest powstający od dekady mod o nazwie Tamriel Rebuilt, który pozwoli przemierzyć całą prowincję Morrowind.

Następnie miałem okazję zagrać w TES IV: Oblivion, albowiem po raz kolejny zostałem wciągnięty, gdy tylko pierwszy raz ujrzałem grafiki z gry oraz pierwsze przecieki odnośnie fabuły. I gra okazała się świetna, ale nie było to samo co TESIII. O ile historia o zabójstwie Cesarza i poszukiwaniu jego następcy niosła za sobą kilogramy patosu, to jednak świat znów zachwycił. O ile sama gra odniosła większy sukces komercyjny od swej poprzedniczki, przegrała zdecydowanie w kwestii artystycznego - w przeciwieństwie do egzotycznej wyspy Vvardenfell mieliśmy typową krainę fantasy, gdzie demony egzotycznie nazywano daedrami. Dodatkowo wielu osobom nie podobał się fakt, że głównym bohaterem nie byłeś TY, drogi graczu, ale syn Cesarza, Martin. Choć zostało to poprawione w dodatku Shivering Isles, to jednak dla wielu dalej pozostał smak goryczy. Na szczęście misje poboczne rekompensowały tę niewygodę, których jak zawsze było mnóstwo i wielu nawet nie kwapiło się by robić głównego questa.

"Time for a celebration... Cheese for everyone!"


Betheseda najwyraźniej wzięła sobie do serca uwagi graczy, i kiedy pojawiły się pierwsze zapowiedzi o The Elder Scrolls V: Skyrim, pomimo małego urazu znów jak dzieciak piszczałem z radości, kiedy ujrzałem pierwszy teaser. Prawdziwa eksplozja mózgu nastąpiła, gdy pojawił się pełnoprawny trailer - wtedy już byłem przekonany, że oto król wrócił.

Oczywiście nie obyło się bez kontrowersji w postaci usunięcia szkoły mistycyzmu, naprawiania sprzętu oraz uproszczenia rozdawania atrybutów, lecz ze smutkiem musiałem przyznać argumentację Bethesedy, że taki jest wymóg dzisiejszych czasów. Prostota z zachowaniem zabawy i klimatu TESa. Dwa lata po premierze po dobrym Dawnguardzie i doskonałym Dragonbornie, Skyrim ma się dobrze jak nigdy. Od siebie powiem, że to dzięki temu produktowi, zdecydowałem się zainstalować Steama :)

"In their tongue, he is Dovahkiin... Dragonborn!"

Choć historia o Alduinie jest (ponownie) nieco  naciągana, to jednak wiele marud nie zauważyło tego - jest to hołd dla staroszkolnych RPGów, gdzie na końcu trza ubić smoka. A główny quest znów robi się blady w porównaniu do ton zadań pobocznych, od Kolegium po Mroczne Bractwo. Największym minusem jest cała wojna domowa w Skyrim - mogłaby być bardziej intensywniejsza niż jest. Niemniej nowy The Elder Scrolls pokazał siłę i możliwości gier RPG z gatunku sandboxów. Klimat mroźnego i surowego Skyrim urzeka i nieraz musiałem zatrzymać się, aby podziwiać widoki. A wraz z Dragonbornem mamy powrót na Solthstein, które drastycznie się zmieniło i również mnie urzekło. Może dzięki temu, że na tamtej wyspie w tle przygrywała muzyczka z Morrowinda?

Przyszłość marki Elder Scrolls ma się również dobrze. Za nami premiera The Elder Scrolls Online, która przeniosła nas w ostatnie lata Drugiej Ery, nim Talos/Tiber Septim zjednoczy Tamriel i ukaże nam próbę pochłonięcia Nirn przez Molag Bala. Wiele osób ma wysokie oczekiwania odnośnie tej sieciówki i również ja obawiam się o jej losy, ale mimo wszystko jestem dobrej myśli. W oddali mruczy się o szóstej części, oraz krążą pogłoski o kolejnych książkach ze świata Starożytnych Zwojów.

Temat jest wyczerpujący jak widać. Tak oto zapoznałem Was, drodzy czytelnicy z trzema ostatnimi częściami cyklu, a w następniej części opiszę dokładnie fenomen Elder Scrolls i przybliżę nieco scenę modderską. A tymczasem na pożegnanie - pierwszy trailer ESO oraz pewna fajna kompilacja.

 


 

3 komentarze:

  1. Jeśli kogoś interesuje wczesna historia Bethesdy i TES to LGR zrobił świetny filmik: https://www.youtube.com/watch?v=5MW5SxKMrtE Nie jestem wielkim fanem serii, dla mnie są to okropnie zaprojektowane gry RPG i mógłbym napisać czemu ale... eh :-/ Ale rozumiem, dlaczego popularność ciągle rośnie z każdą częścią.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciekawy film, choć dla mnie nie było nic zaskakującego. Będzie zresztą post o każdej części :)

      Usuń
  2. Z TES III mam tak: ilekroć oglądam screenshoty (w tym porobione własne), chce mi się wrócić do gry, ale gdy ją odpalam po raz n-ty, po kilkunastu minutach "oglądania" nudzę się z tego powodu iż już wszystko co chciałe poeksplorowałem po mapie. Świetna gra, jak dotąd dla mnie najlepsze cRPG w jakie grałem, ale niestety poeksploatowałem Vvanderfell (i dodatki).

    OdpowiedzUsuń